TumblrFeed

Where Every Scroll is a New Adventure

Critique - Blog Posts

5 years ago
Dibujo A Tinta (bolígrafo). Una Herramienta A La Que Me He Acostumbrado Mucho Y Pienso Que Le Estoy

Dibujo a tinta (bolígrafo). Una herramienta a la que me he acostumbrado mucho y pienso que le estoy sacando provecho. ¿Que piensan? Estoy completamente abierta a criticas.

Ink drawing (pen). A tool that I've gotten used to a lot and I think I'm taking advantage of it. What do you think? I am completely open to criticism.

(I'm sorry, I use a translator, I don't speak English at all)

Thanks 💙


Tags
3 years ago

Rise of the Titans przypomina mi plac zabaw czy karuzelę. Najważniejsze jest, by się dobrze bawić na przejażdżkę. Wszystko co się dzieje ma być cool. Dzieje się dlatego, że jest cool. Nawet postacie które obserwujemy tak uważają. Film bardzo mi przypomina o innych dziełach, jak Spy Kids albo nawet We Could Be Heroes.

Z tym podejściem jest jednak wiele problemów.

Po pierwsze, nikt nie podszedł do tego filmu z taką myślą. Całość stara się być dramatyczna i poważna. Stara się poruszać ważne wątki. Ten film się stara.

I wszyscy oczekują, żeby się starał, bo to jest Trollhunters. Seria, która dostała nagrody, która ma reputację, która zaczęła to wszystko. To nie jest tylko jakiś spin-off.

No i na koniec. Ta seria zaczęła się w 2016. Pięć lat temu. Nie możesz kierować czegoś z taką historią tylko do dzieci, a nawet głównie do dzieci. Musisz to zrobić "dla wszystkich". To musi być coś, co widzowie dorastający z serią będą w stanie z zadowoleniem oglądać.

Przez to wszystko, karuzela wygląda jak dom, który się rozpadł. Pojawiają się kompletnie bezużyteczne wątki, postacie znikają, a niektóre wydarzenia przestają mieć wagę. Zaczynasz zadawać sobie pytania, których nie powinieneś.

Niestety, nie byłam w stanie wyłączyć myślenia na tyle, by się na tym filmie bawić. Wyglądał prześlicznie. Sceny walki były zrobione przepięknie, i gdy ktoś jest w stanie się choćby na chwilę zagubić w świecie przestawionym i nie zadawać niepotrzebnych pytań, to mógłby się na tym filmie dobrze bawić... Jeśli wyłączy, kiedy zegar pokazuje 15 minut do końca.

Bo zakończenie psuje jakiekolwiek pozytywne wrażenia można mieć z tego filmu. To coś, czego nie da się moim zdaniem zignorować. To, że nie ma absolutnie żadnego sensu, niszczy cały dramatyzm filmu i pokazuje środkowy palec wszystkiemu co nam powiedziano nie tylko w Wizards, ale także w Trollhunters, serii, do której to ma być ostateczne podsumowanie, to tylko czubek góry lodowej problemów. To najgorszy pomysł jaki się przytrafił temu filmowi i powinien zostać wśród fanfików. Nic nie jest w stanie go uratować.


Tags
3 years ago

Absolutnie nie rozumiem decyzji colonel-jak-je-tam na to, żeby sprzymierzyć się z Morando.

Ta kobieta ściga kosmitów, którzy rozbijają się na Ziemi - skoro wszyscy nienawidzą tej planety i nikt by nikogo tam nie szukał, to czemu ktokolwiek miałby tu przylatywać i zostawać, jeśli nie dlatego, że się rozbił? - i nie mają jak stąd uciec od dekad. Ściga bezbronnych kosmitów i uchodźców. Ściga tych, którzy są tu praktycznie uwięzieni. I robi to bez zadawania pytań. W między czasie zdążyła nawet współpracować z Ają i Krelem nad uratowaniem planety.

Dlaczego do licha miałaby się sprzymierzać z jakimś randomowym kosmitą, który nie jest nawet na planecie tylko po to, by dostać technologię? Ona dosłownie zaprosiła kosmitę, o którego przynależności i lojalności nie miała pojęcia, żeby dostać technologię i pozbyć się z planety kosmitów, którzy już udowodnili, że chcą ją uratować i mają dostęp wiedzę o podobnym sprzęcie.

Jej akcje to dosłownie "Potrzebujemy przewodnika dla Morando i jakichś innych złych, którzy będą Angorem i Gunmarem w finale tego serialu" w wykonaniu scenarzystów. Oczywiście, tylko kiedy pominiemy fakt, że Morando ma emocjonalny ładunek Gunmara jako złoczyńca, mimo, że jest ostatecznym przeciwnikiem jak Morgana, a to generał jest dodatkiem na ostatnią chwilę.


Tags
3 years ago

Oto czwarta (i mam nadzieję, że ostatnia) część mojej krytyki finału Trollhunters. To będzie głównie miks wszystkiego czego nie powiedziałam do tej pory. To trochę mniejsze problemy, które pewnie nie przeszkadzałyby mi tak bardzo gdy nie poprzednie 1,5K słów zażaleń. Cieszę się, że w końcu mogę zakończyć ten rant i wrócić do re-watchowania serii.

Spis Treści:

1. Dlaczego w tym serialu w ogóle pojawia się Morgana? 2. Dwa finały Trollhunters 3. Cała ostateczna walka to bałagan 4. Dodatkowe uwagi i podsumowanie (obecny post)

Dodatkowe Uwagi

Mogłabym się rozpisać dlaczego mi przeszkadza scena z mieczem. Ale naprawdę nie chcę dobić w tym eseju do 2K słów, więc w skrócie: jeśli nawet samo zniszczenie miecza było jakoś uzasadnione - w końcu widzieliśmy złamany Daylight w Unbecoming (?) - to wciąż to jak Morgana przeżyła przebicie mieczem jest dla mnie zagadką. Nie pamiętam, by chociaż raz wspomniano, że miecz nie działa na ludzi. Jednocześnie nic w tej scenie nie sugerowało, że Morgana jest odporna przez to, że Merlin wykorzystał jej rękę.

A skoro o Merlinie mowa. Gdzie on zniknął na całą walkę? Dosłownie ostatni raz jak go widzimy, to zostaje uwolniony z zaklęcia Morgany, a później pojawia się dopiero po całej imprezie. Co? I ja rozumiem, że może być nieprzytomny po tym co się stało, ale od tego jest reżyseria i planowanie scen. Nie było nawet zbliżenia na to jak wali w... w cokolwiek poleciał, co dopiero jakiegoś ujęcia gdzie nie może wstać. Postacie w tym serialu przetrwały gorsze rzeczy, jeśli chcecie, żebym założyła, że on stracił przytomność do końca walki, to powinniście mi to jakkolwiek zasugerować. Zbliżenie na to jak wali w budynek, żeby zaznaczyć, że to jest ważne i ciężkie nie powinno być takie trudna.

Coś jeszcze? A, tak. Bezsensowny dramat i brak konsekwencji.

Najpierw bezsensowny dramat, czyli poświęcenie Jima. Jim już się poświęcił. Trzy odcinki temu oddał swoje człowieczeństwo za zwiększenie szansy na wygraną. Zabicie go w tym momencie byłoby bardzo trudno napisać tak by miało sens i nie było zwykłym "Zabijmy protaga, żeby pokazać jacy jesteśmy odważni". A scena jego poświęcenia zdecydowanie taka nie była. Była za szybka, niedokładna. To jest problem w tego typu serialu, gdzie śmierć ważnych postaci jest tradycyjnie, przynajmniej do pewnego stopnia, gloryfikowana. I chciałam podkreślić, że w tego typu serialu, bo są filmy i seriale, gdzie ważni bohaterowie giną praktycznie randomową śmiercią jak normalni ludzie i to może być odświerzające, jeśli cała stylistyka serii na to pozwala.

Z drugiej strony, przez nie-zabijanie Jima scena między nim a Claire jest zbyt przedramatyzowana. Zwłaszcza, że przez samą etykietkę "serialu dla dzieci" dużo ciężej uwierzyć, że twórcy zabili głównego bohatera. Więc zostajemy z dziewczyną płaczącą nad chłopakiem któremu nic nie jest, w oprawie która naprawdę wygląda, jakby Jim zginął.

I to chyba dobry moment by wspomnieć o "braku konsekwencji". Mam tu głównie na myśli przedramatyzowane zniszczenie miecza Jima, które było pokazane jakby miało być czymś ważnym - nawet jeśli nie dostało za dużo uwagi, tylko po to, by Merlin odbudował go pstryknięciem palcami. Nie było żadnych konsekwencji zniszczenia Daylight. Kolejność wydarzeń jest mniej więcej taka: Morgana niszczy miecz, Jim zostaje pokonany (wcześniej zostało pokazane, że Morgana może go zaatakować i pokonać kiedy ma miecz, więc można spokojnie założyć, że ta scena nie jest rezultatem zniszczenia go), ekipa pokonuje Morganę bez niego, walka się kończy, przeskok w czasie i wszyscy się zbierają do wyruszenia... I Merlin oddaje Jimowi miecz. Kiedy Jim zniszczył amulet, musiał sobie bez niego radzić przez cały odcinek, na dodatek w krytycznej sytuacji. Kiedy Angor ukradł miecz, Jim musiał sobie bez niego radzić przez pół sezonu. Kiedy Strickler ukradł amulet, Jim chodził bez niego przez cały odcinek i musiał walczyć bez niego z Goblinami. Teraz Trolle są najbliżej pokoju jak się da, dlaczego teraz Jim dostaje swój miecz zaraz po tym jak go stracił? Pomijając już fakt, że Jim nie byłby bezbronny, gdyby twórcy nie zapomnieli, że wciąż powinien mieć bronie ze Zbroi Zaćmienia (czy jak to się po polsku nazywa...). Tak trudno było zostawić ten miecz zniszczony? Jim i tak go nie ma przez 90% czasu w Wizards, kiedy był przytomny. A cała scena nie wydawałaby się bezsensowan.

Przy okazji, wybór postaci, które umierają w tym sezonie jest dość... ciekawy. Żeby nie mówić niepokojący. Jeśli chodzi o postacie, które można uznać za pozytywne. Mamy Draala, który był kontrolowany przez jakieś dziesięć odcinków zanim zginął, a jeszcze wcześniej nie miał prawie wcale wątku i roli. A to co próbowali napisać było kompletnie zmarnowane. A później mamy... Angora, który zginął pięć minut po tym jak zmienił strony. Co? Pomijając już jak bardzo "Redemption = Dead" marnuje każdą postać, to tworzy naprawdę nieprzyjemny obraz. To śle wiadomość "Chcemy pokazać jakie stawki są wysokie, a my dorośli, bo zabijamy postacie, ale jesteśmy zbyt tchórzliwi, żeby zabić kogokolwiek ważnego". Nie uważam, że śmierć w serialach jest czymś ważnym i twórcy nie muszą nikogo zabijać, żeby napisać poważną i dojrzałą historię. Jednocześnie, kiedy już chcesz kogoś zabić, to spraw, żeby ten moment był ważny. Żeby się liczył. I najlepiej, żeby zgrywał się jakoś z ich wątkami.

Śmierć Angora była... bardzo zła. I co gorsze osłabiła śmierć Draala. Od początku: śmierć Angora była bezsensowna. Angor był żywym trupem od momentu, kiedy Jim przebił go mieczem. Gdyby w tym momencie zginęła Morgana, to byłaby dobra śmierć. Angor współpracował z Łowcą Trolli (tym samym który go zabił!) żeby pokonać swoją... mistrzynię? Panią? Coś takiego... I oddał za to życie. Umarł wolny, zabierając ze sobą tą, która odebrała mu wolną wolę. Ale to się nie stało. Morgana była nienaruszona, po czym rozsypała go na kawałeczki, jakby nigdy nic. Jego śmierć nie miała znaczenia i była tu tylko dla dramatyzmu i sztucznego podniesienia stawek.

Śmierć Draala miała znaczenie, kiedy miała miejsce. Wydawała się czymś dużym, bo poza Vendelem Draal był pierwszą pozytywną postacią, która zginęła. A dla widza Draal był ważniejszy niż Vendel. Miał w serialu większą rolę, ark, znaczenie... tyle że nie. Draal stał się narzędziem Gunmara 11 odcinków przed tym jak zginął. Spędził prawie cały sezon jako marionetka. Ale Draal nie był ostatnią śmiercią. Po nim przyszedł Angor, który był naprawdę kiepsko potraktowany. No i nie-śmierć Jima. To tylko uświadamia, że Draal został odsunięty, a później zabity tylko dlatego, że nikt w studio nie uważał go za ważną postać, więc był na liście "można zabić".

To jedna rzecz, którą Wizards zrobiło lepiej. Merlin, koniec końców, był ważną postacią. Miał jakieś znaczenie. Znaliśmy go od Trollhunters i miał bliską relację z protagonistami. Nawet był w tym głupim Intro. Oczywiście, nie re watchowałam jeszcze Wizards, więc wszystko może się zmienić, ale na ten moment, śmierć Merlina wydaje się być ważniejsza.

Podsumowanie

Nie chce mi się do tego robić osobnego posta, więc mam nadzieję, że ktoś dotąd wytrzyma.

Ten finał był naprawdę średni. Momentami słaby. (Morgana) Trzeci sezon to zdecydowanie najgorszy sezon Trollhunters. Nie oznacza to, że jest kiepski, ale wolałabym raczej zobaczyć jeszcze raz pierwszy niż ostatni.

Zaczynam się naprawdę martwić o RotT. Zwłaszcza, że słyszę opinie.

Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że duża część tego, co zostało dla mnie zniszczone w Trollhunters wynika z Wizards albo zbędnego fanserwisu, który zaczęto wplatać do całej serii ToA. Serial ma masę dobrych elementów, nie ważne ile możnaby się czepiać innych rzeczy. I przyjemnie będzie wrócić do tego serialu jeszcze raz... za kilka lat. Mam wrażenie, że po Wizards będę potrzebowała terapii. Nie doszłam jeszcze do tego serialu, a już mam ochotę przeczytać fix-it fic i udawać, że nigdy nie istniał.


Tags
3 years ago

Część 3 mojego "Czemu nie podobał mi się finał Trollhunters"

Spis Treści:

1. Dlaczego w tym serialu w ogóle pojawia się Morgana? 2. Dwa finały Trollhunters 3. Cała ostateczna walka to bałagan (obecny post) 4. Dodatkowe uwagi i podsumowanie

Cała finałowa scena to bałagan

Wyjaśniłam już jakie mam problemy z narracją, tempem i wszystkim co się łączy z walką z Morganą. Teraz trochę o tym co mi nie pasuje ze sceną samą w sobie.

Morgana pojawia się i wyrzuca Jima na most, koło tego wielkiego wiru. Okej. Po co ta scena istnieje? Morgana nie odizolowała Jima od jego przyjaciół, nawet nie próbowała. W końcu przypominam, że była w pełni świadoma, że Claire ma jej laskę i może w dowolnym momencie zrobić postal do gdziekolwiek będzie Jim, ale nie zaatakowała jej. Nie rzuciła się też na przyjaciół Jima, by ich zniszczyć póki jest daleko. A kiedy już znalazła się z Jimem na moście... rzucała w niego gruzami? Mogła w niego gruzami porzucać też tam gdzie był. A jeśli chciała go wrzucić do wiru, to czemu nie zrobiła tego co wcześniej i owinęła go mackami?

Jej motywacja, żeby w pierwszej kolejności iść za Jimem też nie ma sensu. I nie mówię o logice w stylu "Jim nie miał nic wspólnego z jej utratą ręki", "Jim nie chciał nawet być Łowcą Trolli" czy "Jim był tak samo ofiarą Merlina". Nie, to wszystko to kompletnie inny poziom "bez sensu", który wywodzi się pewnie z tego całego "Morgana wysyłająca swojego wojownika by polował na Łowców Trolli - wojowników Merlina - miało perfekcyjny sens, bo było formą rywalizacji, Evil is Petty itp. Morgana chcąca zniszczyć amulet (i może też Jima) by zniszczyć dziedzictwo Merlina też miałoby sens. Widzieliśmy już, że Merlin wykorzystał rękę Morgany do stworzenia amuletu, nie trzeba nam tego wyjaśnić. Wystarczyłoby coś w stylu "To zemsta na Merlinie. Zamierzam zniszczyć całe dziedzictwo jakie ten głupek po sobie zostawił".

A, no i zapomniałam, że kiedy Morgana rzuca w Jima gruzem ten nie dość, że po prostu stoi i tak, robi uniki, ale kiepsko i nawet nie próbuje odbiec od przepaści? What? Ale jeszcze na dodatek nagle zapomniał, że morze przywołać swój miecz myślą? I to wszystko tylko po to, żeby nie-Claire i nie-Jimowie z zespołu mieli co robić w czasie tego finału przez 30 sekund.

Ale to wciąż nie zmienia faktu, że nie ważne jakiej motywacji by Morgana nie miała, ona nigdy nie jest osobista. Nie w stosunku do Jima. Jim jest tylko środkiem, formą zemsty na Merlinie. I jak widać nie jest dla niej nawet dużym zagrożeniem. Sam Merlin nie jest już problemem, przynajmniej nie według Morgany.

Ale Claire stoi tuż obok i ma laskę! W odcinku czwartym/piątym było widać silny, osobisty konflikt między tymi dwiema. Silny obustronny konflikt. A ponieważ Claire odebrała Morganie jej berło i ma władzę nad portalami, może teraz spokojnie zarówno dostać się do gdziekolwiek-Morgana-wyrzuci-Jima-żeby-z-nim-walczyć-jeden-na-jeden. Albo może stanowić świetną drogę ucieczki. Morgana już udowodniła, że Jim nie jest dla niej przeciwnikiem. Pobiła go z łatwością. Więc dlaczego Morgana ruszyła za nim, zamiast pójść za większym zagrożeniem, do którego ma osobistą urazę? Zwłaszcza, że wtedy scena z Morganą rzucającą Jimem jak lalką miałaby więcej sensu. Chciała go wyeliminować, by iść za Claire. A Claire była zbyt zajęta by iść do niego.

Też całkiem miło, że ekipa ustawiła się w ładnym rządku, żeby Morganie było łatwiej ich złapać. Styl walki Claire opierał się cały czas na tym, że nieustannie się teleportuje, unikając przeciwnika i jednocześnie zadając mu kolejne ciosy. Nie ma powodu czemu miałaby nie pojawić się koło Morgany, tak jak za każdym razem do tej pory przez całą walkę. A Tobie dosłownie poleciał w przeciwnym kierunku niż Aargh. Sekwencja walki jest dość ładna, ale nie ma sensu kiedy zastanowimy się nad tym co wiemy o stylu walki i dotychczasowym położeniu postaci.

Oczywiście, wiadomo czemu to wygląda tak a nie inaczej. Trzeba się było pozbyć dodatkowych postaci, wyrzucić je z walki, żeby stali, patrzyli się i zrobili miejsce dla Angora, Claire i może Jima. Nie trzeba by się było ich pozbywać, gdyby ktoś ich tam nie umieścił w pierwszej kolejności, ale co tam.

Można też z łatwością zobaczyć, że twórcy starają się na siłę dodać dramatyzmu do walki. Prawdopodobnie dlatego, że zdają sobie sprawę, że niewiele emocji w widzach już zostało po pierwszym finale. Dramatyczne ujęcie na wszystkich w grupie, kiedy tylko Angor zdradza? Jest. (to be fair, to jedno zasługuje na pojedynczą reakcję od każdego, a nie zbiorowe "O") Jim przebijający Angora i Morganę? Jest. Morgana rozwalająca miecz na kawałeczki; Jim rzucający się przed przyjaciół, żeby się poświęcić; Angor ginący, żeby uwięzić Morganę (co z jakiegoś powodu dostało dramatyczny krzyk protestu, prawdopodobnie dlatego, że to jedyna śmierć w finale, nawet jeśli ten koleś próbował ich pociachać jakieś piętnaście minut temu) no i na koniec Claire poświęcająca laskę, żeby zamknąć Morganę w Wymiarze Cieni, co z kolei nie ma sensu w kontekście Wizards, gdzie Claire nauczyła się robić portale samodzielnie dzięki księdze Morgany, ale na to będzie czas później.

Koniec końców, dzieje się bardzo dużo dramatycznych rzeczy... większość z nich jedna po drugiej. Przez co prawie nic nie może wybrzmieć. Nawet kiedy Morgana zostaje pokonana, a laska zniszczona, nasza uwaga jest od razu przekierowana na Jima, gdzie dowiadujemy się, że wszystko jest w porządku. I na tym kończy się finałowa walka. Walka, która jest tak niepotrzebna i istnieje tylko dlatego, że ktoś w pokoju pisarskim zorientował się za późno, że Morgana jednak nie będzie złoczyńcom w Wizard, bo mamy jeszcze film i musimy jakoś wprowadzić wstęp do roślinnych mechów. Nie, nie oglądałam Rise of the Titans, ale jeśli te potworki nie wyglądają jak mechy, to nie wiem jak co.

A jakby ktoś wątpił w to, że walka była doklejona na ostatnią chwilę: Blinky ją nawet podsumowuje praktycznie tą samą linijką co zwycięstwo nad Gunmarem dziesięć minut wcześniej.


Tags
3 years ago

Kontynuacja mojego narzekania na finał Trollhunters! Yeay!

Spis treści:

1. Dlaczego w tym serialu w ogóle pojawia się Morgana? 2. Dwa finały Trollhunters (obecny post) 3. Cała ostateczna walka to bałagan 4. Dodatkowe uwagi i podsumowanie

Dwa finały

Okej, więc, mamy już Morganę jako głównego złego. Nie podoba mi się to, ale okej. Jeśli trzeba. Można by to jakoś rozegrać. Tyle, że to jak to zrobiono skończyło się dwoma finałami. Wspomniałam już o tym wcześniej, ale Morgana jako złoczyńca osłabia Gunmara. Dużą częścią tego jest fakt, że walka z Morganą dzieje się dopiero po zwycięstwie nad Gunmarem. Tak, Merlin poszedł z nią walczyć wcześniej, ale to było głównie rzucanie nim po ścianach w przerwach między walką Jima. Prawdziwa walka z Morganą zaczęła się dopiero w połowie ostatniego odcinka i polegała na tym, że wszyscy zbiegli się na most. Ale o moich problemach z samą sceną będzie później. To jest bardzo, bardzo niedobre z punktu widzenia narracji, ale też przez tempo. Finał dzieła powinien być jego kulminacją, punktem, do którego postacie dążyły od początku - od początku filmu, książki, serialu czy serii akcji. Widz, który podążał z bohaterami od początku powinien być w tym momencie zaangażowany emocjonalne w to co się dzieje. Ale szczyt emocji łatwo i szybko opada. Kiedy emocjonalna część się kończy i bohater wychodzi zwycięsko, napięcie opada. A gdy napięcie opada bardzo ciężko je podnieść. Dokładnie to stało się w Trollhunters. Ponieważ Morgana od początku nie powinna być głównym - czy jakkolwiek realnym - zagrożeniem w tym serialu, głównym emocjonalnym punktem jest starcie z Gunmarem. Kiedy się kończy następuje nawet chwila oddechu. Przez to walka z Morganą wydaje się doklejona. Ciężko się w nią zaangażować emocjonalnie, mimo, że stawka jest teoretycznie znacznie większa - bo kulminacja serialu już nastąpiła. Teraz scenarzyści po prostu chcą ją powturzyć. I najlepsze, że dało się to dość łatwo zrobić inaczej. Lepiej. Pamięta ktoś jak cały czas gadam o zaangażowaniu emocjonalnym? Tak? Świetnie. Sprawa wygląda tak: jak najłatwiej można wywołać u widza zaangażowanie emocjonalne w walkę? Czy nawet w cokolwiek, co się dzieje na ekranie? Bohaterowie! Jeśli bohaterom, do których widz jest przywiązany i których lubi, na czymś zależy, jeśli coś jest dla nich emocjonalne, to wtedy dużo łatwiej zaangażować w to widza. A tak się składa, że mamy nawet w głównej obsadzie kogoś, kto ma bardzo prywatną i emocjonalną relację z Morganą. Gdyby to Claire poszła z Merlinem (i w między czasie jeszcze przeciągnąć na ich stronę Angora) i gdyby to ta trójka ostatecznie zakończyła życie wiedźmy, całość byłaby dużo bardziej emocjonalna. Za dużo postaci w finale nie służy filmowi. Myślicie, że czemu Thanos całkiem przypadkiem wymazał 80% bohaterów Marvela, a nie tylko połowę? I dlaczego większość z nich pojawiała się tylko jako gloryfikowane tło w Endgame? Walka Gunmara i Jima już i tak jest napakowana emocjami. Gunmar zabił Draala - przyjaciela Jima. Jim z kolei zabił Bulara - syna Gunmara. To bardzo osobisty pojedynek, w którym stawki to nie tylko losy świata. Gdyby ta walka, ten punkt kulminacyjny, był przeplatany z bitwą między Morganą, Claire i Merlinem (i Angorem), która również jest bardzo osobista, finał działałby znacznie lepiej. Ponieważ obie walki działyby się równocześnie i przeplatałyby się ze sobą, emocje rosłyby - i opadały - równomiernie. Nie byłoby chwili na uspokojenie się, na opadnięcie emocji. Nie byłoby dwóch punktów kulminacyjnych, bo oba byłyby pokazane w tym samym czasie. Nic nie sprawiałoby wrażenia doklejonego.


Tags
3 years ago

Okej, przepraszam bardzo, ale finał Trollhunters to był bałagan.

Zacznijmy od tego, że ten post jest dłuższy niż niektóre rozdziały moich FF, więc postanowiłam go podzielić na części i tak opublikować.

Mały spis treści z linkami (linki dodam, kiedy wszystko opublikuję):

1. Dlaczego w tym serialu w ogóle pojawia się Morgana? (obecny post) 2. Dwa finały Trollhunters 3. Cała ostateczna walka to bałagan 4. Dodatkowe uwagi i podsumowanie

Dlaczego w tym serialu w ogóle pojawiła się Morgana?

Morgana powinna być głównym przeciwnikiem w Wizards, serialu skupionym na magii i czarodziejach. Trollhunters, nawet jeśli miało elementy magiczne, skupiało się na walce wręcz. Magia była zazwyczaj bardziej magio-technologią lub narzędziami. Claire, nasza lokalna czarodziejka używała swojej laski gównie do walki w ręcz i co najwyżej teleportowania. Merlin, największy czarodziej, był pozbawiony swoich mocy. Osoby mniej lub bardziej zorientowane w magii, jak Vendel czy Strickler też nie byli nigdy rozpoznawani jako czarodzieje. Kiedy obecność Merlina mogła być uzasadniona stworzonym przez niego amuletem, który był katalizatorem całej serii - obecność Morgany już nie. Tak, była ważną figurą w strefie kultu, ale to jedyna postać w pełni magiczna w serialu, przez co wygląda bardzo nie-na-miejscu.

Na dodatek obniża zagrożenie, jakie stanowi Gunmar i odbiera znaczenie scenie w której tyran ginie. Ta scena powinna być finałem. Gunmar był budowany jako złoczyńca od pierwszego odcinka. Był ojcem Bulara, to o jego uwolnienie chodziło przez pierwsze 13 odcinków. To co robił było motywem napędowym całego serialu.

Tak, Morgana była budowana od pierwszego sezonu, ale nie jako realne zagrożenie. Była odpowiednikiem Merlina: mityczną figurą, która wysłała swojego wojownika na świat i wspierała tą stronę konfliktu, którą uznała za godną. W przeciwieństwie do Merlina jednak nie wybrała Trolli i Ludzi, tylko Gunmara. I tym powinna zostać do końca serialu - mitem. To tak, jakby Po pojawieniu się Merlina, ten przejął dowodzenie nad ekipą i staną do walki i wygrał z Gunmarem...


Tags
3 months ago

Kind of unpopular opinion, many might disagree but

I don't think people would like canon caitvi if it was a straight relationship.

"That's not true! Straight ships are still more loved than wlw ships!"

While yes that is true a lot of people nowadays (especially people that went through wattpad phases or people that had to deal with the insanity that some romance animes were, me one of those people) fixate a lot on how healthy canon relationships are.

And Caitvi...

Let me just change Caitlyn for an unnamed man so you can see my point.

-If a man who is also a cop hitted his girlfriend with a rifle in a very calculated way right in a spot where he knows it would hurt more, then just abandoned her crying of pain you would obviously call this abusive.

-If a man was esssentially a dictador who opresses the specific group of people his now ex is part of, even doing stuff like mass incarcerations that actually include children and the few leaders that this opressed group has, you would obviously not root for them to get back together.

-If this man used another girl just as a rebound even if for just a small amount of time you would obviously judge him.

-If this man and his ex found themselves in a jail cell (place that should be traumatic for his ex, mind you) and then he just started flirting and started to have sex with her AND THE ONLY THING HE APOLOGIZES FOR IS HAVING USED ANOTHER GIRL WHILE THEY WERENT TOGETHER, NOT THE PHYSICAL ABUSE, NOT THE POLICE BRUTALITY JUST THE FUCKING REBOUND anyone with common sense would obviously not be happy about this.

Of course i know there will be many saying "B-But you're taking out of context many of Caitlyn actions!" My answer will be NO.

In no context is acceptable to (in a very calculated way) hit your partner in a place where you know for a fact it will hurt more (because if you didn't know rifles actually hurt more than you actually think). In no context is acceptable to commit police brutality and put children in jail and in no context is sex a proper apology.

If Caitlyn's actions look even worse in raw words without cute animation or banger songs and replaced by a man, it's very obvious that Caitlyn is the actual problem.


Tags
1 year ago

So, I have a lot of problems with the latest (sixth) episode of Percy Jackson and the Olympians. I’m just going to start from the beginning and work my way through the episode to the end.

Firstly, the episode title is “We Take A Zebra to Vegas.” Do we *see* a Zebra? For all of two seconds. That’s it. So much for a plot-relevant episode title. It’s a nitpick, sure, but if you’re going to make something an episode title, it should have SOME relevance to the plot. I understand that that’s the only chapter where we see the Lotus Casino, so it makes sense to use that chapter title as the episode title. But is it *really* that much more effort to add a scene featuring Percy and/or Grover chatting with the Zebra? There’s certainly run time and almost certainly budget for it.

Then we get to the casino itself and, as loathe as I am to admit it, the movie did it better without question. Even the smallest of details — like the look and vibe of the casino are done so much better in the movie. The casino is designed to trap children, so it’s filled with water parks, roller coasters, and all that makes a kid lose their mind. We see that in the movie. In the show, it’s just a regular old casino filled with a bunch of adults of all ages. There’s only like 2 or 3 shots where you really see groups of children. And that’s not even mentioning the exterior architecture of it. It’s a nitpick, but the show version doesn’t even look Greek-inspired. In the movie, it’s basically a knock-off Caesar’s Palace with Greek Columns and everything. It’s great. The giant Lotus Blossom with a roller coaster coming out of the side just… isn’t.

Much like with Medusa, all the suspense was just thrown out the window. Once they enter, Grover does the whole “wait, Percy, did your mom read you the Odyssey?” shtick and the trio figures out it’s the Lotus Eaters that Odysseus faced. Consequently, Percy and Annabeth do not lose themselves in the casino. They stay sane the whole bloody time. What annoys me even more about this is that Percy even says as they enter the casino “what if we just chilled here and played some games for a bit.” It got my hopes up that we’d actually see a competent drug trip scene — I was wrong. Annabeth immediately shuts him down and he’s like “yeah, no, I was joking.”

Anyway, they go to look for Hermes. I’m not sure why the fuck Hermes loves hanging out in this casino. The show’s explanation is that he just likes chilling there and nothing more is said on the matter. It feels weird to be that an Olympian would just be chilling in a casino run by monsters without a care in the world. Whatever.

Once they enter, Annabeth decides Grover should split off so they can cover more ground. Um, hello, if you’re trying to cover more ground why not have EVERYONE split off, not just Grover? So Grover goes off on his own, finds a Satyr that used to know his Uncle Ferdinand and starts talking to him about the Search for Pan. The Satyr is like “oh, yeah, Pan. I think I found him here. Come follow me.” Grover follows and eventually forgets who he is (and ends up playing VR). Sure, great, one of the trio lost it, but that doesn’t account for the other two and we really didn’t need to shoehorn more Pan stuff in just for the sake of getting Grover to split off from Percabeth.

Meanwhile, Percabeth have found Hermes and he takes them aside to chat after they mention they’re friends of Luke’s. There’s a few things here that annoy me. Firstly, Hermes lore dumps all of the trauma that is May Castellan — something which doesn’t appear until the 5th book. We could have — and should have, imo — gotten the backstory behind Luke’s failed quest to the Garden of the Hesperides to steal a Golden Apple. The quest he failed when Landon gave him the scar on his face. The quest *Hermes himself* assigned to him. There’s plenty of resentment for Hermes that comes for that — we didn’t need May Castellan. Not yet.

Turns out, Hermes is just stalling them because he doesn’t want to help. Fucking dick. So, Annabeth goes invisible and steals his car keys — which Hermes absolutely knew about. They rescue Grover after a brief spell of forgetfulness. Annabeth reasons that they didn’t lose it like Grover because they were together and it’s harder to forget when you’re with someone. Sure, great. How do you explain the DiAngelos? I highly doubt that Bianca would willingly let Nico wander off on his own. It just doesn’t make any sense to me.

I really hate that the movie casino somehow managed to include Disco Darrin — the kid from the 70s that triggers Percy realizing something is fucked up — and that the show doesn’t. Darrin really helps reinforce the idea that the casino is full of kids out of time, which helps set up the reveal that the DiAngelos were in the casino for 70ish years and didn’t age at all. I hate that the movie did something better, I really do. But it’s just unavoidable when comparing these two scenes.

The trio then “steal” Hermes’ cab, which just so happens to have a letter addressed to the trio that supposedly tells them a back way into the Underworld. We’ll see how that turns out next episode, but I will be UPSET if we don’t get DOA Recording Studious and all that jazz. As soon as Percy (shoddily) drives the trio out of the parking garage, Hermes’ travel magic transports them to the beach in Santa Monica. That’s the one redeeming thing about this episode for me. That’s actually a really cool application of Hermes’ powers as the God of Travelers.

What I do have a problem with, however, is Percy’s experience in the ocean. Instead of meeting Poseidon, as was promised to us, we meet the Nereid from St. Louis. She tells Percy that “surprise, the summer solstice already happened. Poseidon waited for you as long as you could, but now he has to go marshal his forces for war. Go home now, your quest is done.” Um, what? The summer solstice passing makes no sense to me as a creative decision. The solstice is the reason that all the gods were on Olympus when Percy returned the bolt. You can’t expect the gods to just be chilling on Olympus 24/7 especially when war is about to break out.

Plus, you cannot tell me that Zeus wouldn’t have immediately started fucking shit up. His symbol of power was stolen — allegedly — by Poseidon. He’d want that back ASAP. In the book, it’s stated in no uncertain terms that, if Percy+Co. failed, Zeus and Poseidon would be fucking up the weather. Massive storms and natural disasters everywhere. The sky and the sea would be at war with each other. It would be like Armageddon. There’s 0 sign of that. At all.

Then, before Percy leaves, the Nereid gives him *four* pearls. Not three. Four. This takes away Percy having to sacrifice Sally for the sake of the world (even if she comes back eventually). This change just doesn’t make any sense to me. The explanation in the show is that Poseidon cares about Sally. But that makes 0 sense because there’s been an overarching narrative that All Gods Are Bastards. Additionally, even in this episode, Hermes mentioned that it was Poseidon’s advice to stay away from the lives of demigods/their mortal parents. That it’s awful watching them struggle and feel powerless to stop it. Why does Poseidon suddenly have the power to help Sally now? It just… doesn’t make any sense to me.

Another issue I have with this is that if the Nereid is telling Percy to go back to camp, why is she giving him *four* pearls? Assuming a retcon that the pearls transport the user to CHB, there’s no need for four. If Percy is supposed to return to CHB immediately, he doesn’t go to the Underworld to rescue Sally and therefore does not need a fourth pearl. If that isn’t a plot hole, I don’t know what is.

The episode ends with Percy being like “no, I’m seeing this quest through to the end.” Which is great and all, but the teaser for next episode worries me with how much it includes. We’re going to see Crusty’s Water Bed Palace, the Underworld, AND the fight on the beach with Ares. I don’t know how they’re going to fit that all into like 35 minutes of show time (accounting for the “previously on” segment and credits taking up 5 minutes of the 40 minute runtime). Crusty was the obvious cut from this episode so that it doesn’t feel rushed, but it *wasn’t* cut and that worries me.

And, furthermore, I think Crusty is going to have to be heavily modified for the screen. I see no way Disney allows Percy to go full medieval torture and stretch Crusty to death. Which is disappointing, if I’m being honest. It’s really the first indication of how Percy acts when he’s snapped/in the zone. Stuff like summoning hurricanes while fighting or overwhelming the weather barrier at Camp also falls into this category. That’s a nitpick, sure, but whatever.

Look, I didn’t want to be a hater. And I still don’t. I would love to love this show, but the problem with it is the marketing and the writing. It was marketed by Rick and the critics as a “faithful adaptation.” This is not that. This is a rewrite of the book that’s honestly worse than some fanfics I’ve read. Which says a lot because the PJO fanfic community is not known for having well-written works.

And the trio themselves just aren’t clicking as their book counterparts for the most part. Percy, especially, just doesn’t act like Percy. We’re missing his sarcasm and biting humor. It’s not Walker’s fault — anyone who’s watched The Adam Project” knows he can pull it off. Annabeth has lost most of her character development and had that screen time given to Grover. I was alright with it last episode with Ares, but it just did not work with Augustus this episode. The trio just doesn’t feel like the trio and I don’t think it’s the actors’ faults.

Like I said earlier, Walker can absolutely pull off Persass. The script just isn’t letting him do that and that disappoints me. I watched Leah in Beast and absolutely could see the Annabeth in her, but all of her moments and character traits are either being given to Percy and Grover or cut entirely. Taking away our knowledge from the books, we know the least about Annabeth’s character out of the trio. The script just isn’t making her click in my mind as Annabeth like the script in Beast did. I can’t really say much about Aryan, since I haven’t seen him in other works, but I do like that he’s being elevated above comedic relief. So… that’s a good thing, I guess.

Overall, I have a lot of issues with the show. Especially with this episode. I also have a lot of fears with the direction this show is going for the final two episodes and I’m nervous to see where Rick and the writers take this. Thanks for coming to my TED Talk.


Tags
3 years ago

This will be my last response to these essays because I don’t think we’ll get to a point where there’s mutual ground and that’s okay lol. I did want to respond though because you offered some valid critiques on my post as well. This won’t be as long as the other for sure (at least I hope not).

You’re correct in that it’s up to interpretation of whether or not Abby feels guilt and if the small moments they provide us with are a indication of that. I can’t help but feel had she had a conversation with someone about guilt, it would have been met with resistance and notions of “so predictable” and not made a difference (not from you specifically. A lot of players of the game would have hated it no matter what because it didn’t live up to what they had in mind). Maybe I'm wrong with this and it would have been well received but no way to know.

As I stated in my previous response, the connection with Lev and Yara seemingly was brought on by them saving her and vice versa. Whether or not she feels obliged to help them because of this, there’s no reason to believe she would have gone back to the WLF after going AWOL. Owen couldn’t go back after Danny. Lev and Yara absolutely wouldn’t make it past the front gates. It goes back to the theory about purpose. If she’s found a new purpose in caring for the two of then, then why would she go back to the WLF? That’s not saying that after 4 years she wouldn’t have befriended anyone. We saw small interactions with a few characters but nothing that would lead us to believe she created deep connections with multiple people that weren’t a part of the Salt Lake Crew. Is it possible? Yes. Was there sufficient evidence given to support this? No. She had a choice though and after 48+ hours of hell and back with Lev and Yara, it doesn’t seem out of the box that she would choose them (Lev,Yara,Owen/Santa Barbara [again pre Mel conversation] over a group that wanted her dead). That ‘you’re my people” line feels like the most obvious indication that her allegiances have changed and that it had something to do with the bond she’d developed with them through their ‘adventures’ (putting that in parentheses because adventures should be fun and not messed up lol).

In no way shape or form did I say you are not allowed to criticize writers. People have every right to criticize. What I said was it’s not cool to resort to personal attacks. Criticizing a story that you find to be poorly written is different than calling the writers talentless and not creative. Bring up whatever issues you have with pacing/character choice/scene structure/lack of thoroughness/etc, but simply calling writers less talented and less creative isn’t conrtsuctive criticism. That’s lobbing personal insults at them, not offering any sort of feedback on their professional choices. That’s where I have issues. Not with offering criticism in general. There is a difference.

As for the theatre, I’m honestly not so sure why you continually dismiss the reality that Abby also had traumatic experiences, not just Lev. No ones trauma is greater than anothers. Trauma is trauma. Nearly everyone in this game with a substantial role in the story has experienced trauma. If we look at their 3 days and limit it to that time frame: Lev lost his sister, had to kill his mother in self defense, and was running from a group he grew up with. Abby was nearly hung, had Manny killed in front of her, and found Owen and Mel killed (Owen being of most importance). Those are just a few examples for each. I never said I didn’t care about her choices and whether or not they were questionable. That’s you assuming. What I did was offer up a possibility that Lev was aware of what would happen upon giving her the map.

Eye for an eye is a concept for retaliation/punishment at its very core so suggesting dhe should have let Joel go because he saved her doesn’t make sense as an eye for an eye scenario. That could be viewed as a reward or a compromise which by definition is not what eye for an eye is about.

The retort to the essay wasn’t intended to have any personal bias so if there were points of that, it wasn’t intentional. My response was based off what the game itself presented and the writing it gave us at face value. The whole point was playing devils advocate with offering counter arguments. I am very much a ‘devils advocate look at things from a neutral perspective’ person because I enjoy discussions.The whole point of me writing it was that aside from the bias, the writing came off as you knew better and that it was your way or the highway. That’s what was mentioned in the response to the Joel essay that I don’t think was posted, that the bias gave off a vibe that wasn’t approachable and that it seemed like an “I know better this is how it is” piece.

As for the add on reblog after the initial post, you are entitled to feel how you do. Once more, I never said that wasn’t allowed. Sort as I echoed above, I’ve pointed out multiple times that the main issue was the tone and how it came across and that it doesn’t necessarily feel like it offers up an environment that would foster a constructive discussion. This game is something lots of people get very emotional about. I’m simply saying if the intent is to write a persusasive essay vs an essay in general, bias and tone could be hurting you instead of helping. But if the intent was to get all the thoughts down on paper and out and not necessarily to try and ‘recruit’ (very loose use of the word), then having the bias/tone/emotion makes more sense. You have a very valid point that perhaps a verbal discussion can work better because some things get lost in translation through writing as it is quite often these days. Again, I enjoy reading different takes on different mediums and seeing that a couple of your essays had popped up in the tags, I went ahead and read them. Keep doing what you’re doing and I look forward to future essays. (this might have ended up just as long as the other, I honestly have no idea lol, my bad but I enjoyed this back and forth!)

I really did too!

And I think it's totally fine for us to not come to an agreement regarding this. I feel like discussions like these (especially about art that tend to be quite subjective) need more of "two people voicing their opinion, having an exchange and the conversation ending with both parties sticking to their point of view and accepting/respecting each other for that".

This discussion, at least for me, has been enriching, entertaining, and challenging even, which is exactly what I'd hoped I'd get out of posting my essay(s) in the first place. So thank you again for being so open-minded, critical, respectful, and for reaching out in the first place!

Regarding my future essays, I will from this point onward put even more effort into being less "high horse"-y and more neutral, as I do of course understand how that would be much more helpful in getting people to engage in an actual conversation/discussion.


Tags
9 years ago
                             Image Credit: Pottermore/Warner Brothers HARRY POTTER AND

                             Image Credit: Pottermore/Warner Brothers HARRY POTTER AND THE GOBLET of NOPE!  Dear JK Rowling,

Alia here.  There’s no denying you’re one of the most brilliant minds of our era. You’ve created worlds that we get lost in and complex characters that we love dearly. But with MAGIC IN NORTH AMERICA, something went wrong.  Maybe it’s that you’re not from North America? But surely you did your research into the complexities that are the native peoples of this continent...Maybe it’s that you didn’t grow up constantly bombarded by stereotypical images of native people on TV, in movies, as Halloween costumes, etc.? Maybe it’s because you didn’t go to school here and didn’t receive an incomplete history of native peoples that basically stops after “First Contact” & “Thanksgiving” and ignores modern native people? Perhaps...

There are real issues here. You’re dealing with real people, cultures, traditions and religions and with that comes a lot of responsibility. Native people are already heavily stereotyped around the world as “Magical Beings” and now...they’re in your magical canon! Not only do you refer to them as a monolithic group (there are hundreds of nations in the US alone), you *seem* to imply that native wand-less magic is powerful but not as refined as European magic (due to the power of a wand).

I encourage you, Ms. Rowling, to respond to native academics, fans, etc. who are asking you tough, but important questions. Debbie Reese, Dr. Adrienne Keene and many others have tweeted at you. Here, here, here & here are some EXCELLENT articles that delve into your work from a native perspective. This one is excellent as well. I ask you to check out Debbie Reese and Dr. Adrienne Keene’s websites in general. Just look around. They do great work.

Let’s get this discussion going and please let us know who you consulted for this project because we’re SUPER CURIOUS. (at least I am...) Representation Matters. It really does and yes, anyone CAN write a story, but I’d hope they LISTEN and learn as much as possible before releasing it to the world, especially when you’re dealing with living people, religions, and NATIVE KIDS. There’s a long history of misrepresentation, exploitation and stereotyping of native peoples. There’s also the fact native writers already have a difficult time getting published. They have a hard time telling their own stories. MAGIC IN NORTH AMERICA is problematic and we await your response... Sincerely, A Fan **SIPS TEA (out of the Goblet of Fire)**


Tags
Loading...
End of content
No more pages to load
Explore Tumblr Blog
Search Through Tumblr Tags